Piękny i Bestyjka Rozdział 1

Z niewielkim opóźnieniem, ale w końcu ogarnęłam pierwszy rozdział tego opowiadania. Z całej hordy postaci, które powołałam do życia, Eliza i Fabian są moimi ulubionymi. Ale ja kocham wszystkie moje postacie! Rozdział drugi pewnie dopiero za miesiąc. Miłego czytania.

Piękny i Bestyjka - Rozdział 1

 
Miałam naprawdę okropną podróż. Zepsuł mi się samochód więc pojechałam zatłoczonym pociągiem. Jakieś dzieciaki stojące niedaleko mnie nazwały mnie milfem, myśląc, że ich nie słyszę. Do tego zmarzłam, nikt normalny nie ubiera się cienko, wychodząc w listopadzie z domu, ale nie planowałam korzystania ze środków transportu publicznego. Kiedy więc w końcu po dwóch godzinach użerania się z ludźmi, czasem, zimnem i samą sobą, spóźniona na spotkanie z synem, stałam pod drzwiami jego pokoju w internacie, dodam, ze zamkniętymi, coś we mnie pękło.

- Gdzie ty jesteś, do kurwy nędzy?! - warknęłam na tyle głośno do słuchawki telefonu, ze aż parę osób się za mną obejrzało.
- Miałaś być godzinę temu, więc skoro cię nie było to wyszedłem do sklepu. Gdzie jesteś?
- Waruję pod pieprzonymi drzwiami!
- Więc się zachowuj – skomentował mój pierworodny – zaraz będę – dodał i rozłączył się.

Tylko mnie rozeźlił tymi komentarzami i naprawdę miałam ochotę się niezachowywać... Zdjęłam z ramienia torbę i rzuciłam na nią swój czarny płaszcz. Westchnęłam zirytowana, kiedy kilkoro dzieciaków zaczęło się na mnie gapić. Nie wyglądałam na swoje 49 lat. Ludzie szacowali mój wiek różnie, ale nigdy nie dawali mi powyżej 38. Nie byłam szczególnie ładna, ale zawsze lubiłam wyróżniać się z tłumu nietypowym strojem. Dzisiaj miałam na sobie szare, sportowe spodnie z długimi, spuszczonymi szelkami, czarne buty na koturnach i przylegający do ciała ciemny podkoszulek z dekoltem. Było mi wyjątkowo zimno, w końcu listopad trwał w najlepsze. Mogłam tylko złorzeczyć na własną głupotę, że nie wróciłam do domu przebrać się, kiedy po kilkunastominutowej, nieudanej walce z autem, pobiegłam na najbliższy pociąg. Zdmuchnęłam z czoła kosmyk czarnych włosów. Byłam ciekawa jak syn skomentuje moją nową fryzurę, króciutkie loki okalały mi głowę, zaczesane na bok i postawione żelem sprawiały nieco zadziorne wrażenie. Rozejrzałam się po korytarzu internatu. Przez jakiś czas byliśmy przeciwni temu, by Mieszko wyprowadził się z domu w wieku czternastu lat. Baliśmy się, że zachłyśnie się wolnością i zmarnuje swoje najlepsze lata na seks i używki. Rzeczywiście na początku trochę balował, podejrzewałam też, że eksperymentuje ze swoją seksualnością, starając się upewnić kim jest. Teraz miał szesnaście lat i od roku nie mieliśmy z nim absolutnie żadnego problemu. Zastanawiałam się czasem z powodu czego lub kogo mój śliczny synek stał się przykładnym uczniem liceum plastycznego. Bo temperament odziedziczył po mnie, a ze swojego własnego doświadczenia wiedziałam, ze takich ludzi jak my trzyma w ryzach jedno. Miłość.
Wyciągnęłam z torby swój aparat fotograficzny, zamontowałam obiektyw i rozejrzałam się ponownie. Skoro moje dziecko ma takie wyczucie czasu jak i ja, postanowiłam trochę się zabawić i pogapić się na dzieciaki swoim trzecim okiem, skoro one bez pardonu gapiły się na mnie. Nie byłam mistrzem fotografii, zdecydowanie lepiej wychodziły mi grafiki, ale czasem zdarzało mi się uchwycić coś niesamowitego.
Popstrykałam trochę w przestrzeń. Część dzieciaków natychmiast się spłoszyła i pouciekała z korytarza. Za to inne zaczęły podchodzić bliżej. Zaczęłam bawić się światłem i tak poustalałam opcje aparatu, żeby zdjęcia miały dość miękkie przejścia z bieli w czerń. Moi znajomi prowadzili agencję modeli, w której i Mieszko pracował. Ostatnio mówili że szukają nowych, nastoletnich duszyczek do sprzedania na chciwym targowisku mody. Może znajdę dzisiaj kogoś ciekawego. Póki nie było mojego syna mogłam robić co chciałam, jak już się łaskawie pojawi, będę musiała na powrót być grzeczną mamą bo mi zacznie robić wyrzuty i jeszcze po ojca dzwonić.

- Nie wie pani że bez pytania nie wolno ludziom zdjęć robić? - usłyszałam nagle za sobą.

Odwróciłam się i zobaczyłam najbardziej zjawiskową istotę jaką w życiu widziałam. Był mniej więcej mojego wzrostu, na oko w wieku Mieszka, miał burzę blond loczków okalającą głowę i wielkie czarne oczy. Do tego długaśne rzęsy, które rzucały mu cień pod oczy tak, że wyglądał jakby chodził w makijażu. I zupełnie niepasujący do jego drobnej budowy, dość niski, zachrypnięty głos. Uniósł jedną brew w wyraźnie prowokacyjny sposób, jakby sobie ze mnie kpił. I pewnie tak właśnie było. Z miejsca zakochałam się w tym chłopaku. Uwielbiałam taki typ ludzi: bezczelnych, pewnych siebie gnojków. Zazwyczaj miałam dobrego nosa do ludzi i po czasie wychodziło z nich pozytywne, drugie dno. Byłam ciekawa jakie tajemnice skrywa stojący przede mną dzieciak.

- Mam to gdzieś – odpowiedziałam ledwo powstrzymując się żeby mu języka nie pokazać. Teraz to już obie jego brwi podjechały do góry. Chyba go zaskoczyłam.
- I tak nic ciekawego nie uchwyciłam. Jak dotąd - dodałam prowokacyjnie.
- A czego pani szuka? - zapytał. Dopiero teraz dostrzegłam że bezczelnie palił na środku korytarza bursy szkolnej. Pstryknęłam mu zdjęcie jak wydmuchiwał dym. Miał przy tym taką minę jakby cały świat leżał mu u stóp. Pan i władca świata.
- Fabian! Wypieprzaj na zewnątrz z tym gównem – krzyknął ktoś z tłumu – O, przepraszam – spłoszona dziewczyna zamilkła, gdy mnie zobaczyła.
- Fabian, koleżanka grzecznie prosi żebyś nie truł jej dymem – dodałam złośliwie.

Uśmiechnął się kącikiem ust, mrugnął do mnie i wyszedł. Zdążyłam mu zrobić w międzyczasie kilka kolejnych ujęć. Aż się za nim obejrzałam. Bezczelny szczyl! Oczy mi się śmiały na samą myśl jak to będę opowiadać mężowi. Jakie cudowne dzieci się teraz produkuje!
Porobiłam jeszcze parę fotek, ale żadna inna istota nie wzbudziła we mnie takiej fascynacji. Była jeszcze jedna śliczna dziewczyna, z jasną skórą i drobnymi piegami, ale bała się aparatu, nie miała w sobie żadnego pazura. Nie byłam pewna czy dała by sobie radę czy agencja, a potem i świat, nie pożarli by jej żywcem. Za to w przypadku tego pięknego dzieciaka mogłam być pewna, że zdominowałby otoczenie swoją aurą. Koniecznie muszę pogadać o nim z Mieszkiem i ściągnąć go do agencji, jeśli oczywiście będzie chciał.
Aż podniosłam głowę znad wyświetlacza aparatu, kiedy trzasnęły drzwi w korytarzu. Zadrżałam, bo powiało zimnym powietrzem. Uśmiechnęłam się na widok idącego w moją stronę dzieciaka, a on wyszczerzył się swoim uśmiechem gwiazdy filmowej. Naprawdę zachodziliśmy w głowę z mężem po kim on odziedziczył urodę...geny czasem potrafiły sprawiać nie lada niespodzianki... albo podmieniono niemowlaki w szpitalu. Mieszko był wyższy od nas, aktualnie miał metr siedemdziesiąt pięć i wciąż rósł, szczupłą budowę ciała, dość wąską ale jednak już w miarę męską twarz, ciemnoblond włosy i szare oczy. Zauważyłam, że miał głowę wygoloną po bokach, a na czubku zostawioną fantazyjną falę, widać nie tylko ja odwiedziłam ostatnio fryzjera. Gapiliśmy się chwilę na siebie, szczęśliwi. Miał na sobie długą do kolan czarną bluzę bez rękawów, a pod nią podkoszulek z nadrukiem galaktyki. Do tego rurki, które dostał ode mnie, poprzecinane w kilku miejscach. Uwielbiałam go i wiedziałam, że i on mnie lubi, choć dość często darliśmy koty.

- Cześć piękny! - powitałam go swoim zwyczajem.
- Cześć bestyjko! - odpowiedział. Dopiero wtedy dostrzegł zbiegowisko ludzi dookoła mnie.
- Co jest? - zapytał.
- A nic, porobiłam parę fotek, zobacz jak ślicznie wyszło to małe emo! - pokazałam mu na wyświetlaczu zdjęcia Fabiana. Z tymi rzęsami przypominającymi makijaż rzeczywiście wyglądał jak emo.
- Jakie emo? - zapytał przeglądając zdjęcia. Zatrzymał się na tych z wydychanym dymem tytoniowym i popatrzył na mnie zaskoczony.
- Prawda, ze pięknie wyszedł? To kolega? - zapytałam rozglądając się za nim, ale nie mogłam go dojrzeć w tym zbiegowisku. Może jeszcze nie wrócił.
- Powiedzmy – powiedział, nagle przygaszony, oddając mi aparat.
- O Fabian, jesteś w końcu! - pomachałam do dzieciaka, który szedł w naszym kierunku w kurtce z misiem – pięknie wyszedłeś, chodź zobaczyć! - Mieszko posłał mi spanikowane spojrzenie, ale zaczęłam je interpretować zbyt późno, zorientowałam się, że coś jest nie tak, kiedy dzieciak już trzymał mój aparat. Atmosfera nagle się zmieniła, mój syn był widocznie skrępowany, a jego kolega aż nazbyt wyluzowany. Albo coś ich łączyło, albo mieli coś na sumieniu, albo jedno i drugie.
- No nieźle, ma pani talent – skomentował oddając mi sprzęt.
- To zasługa modela – pochwaliłam.
- I nie usłyszę żadnego „w tym wieku nie powinieneś palić”? - zapytał z przekąsem.
- Nie jesteś moim dzieckiem, więc wybacz, ale guzik mnie to obchodzi – odpowiedziałam patrząc na niego z politowaniem. Zaśmiał się, mrużąc przy tym oczy. Był jeszcze ładniejszy kiedy to robił i miałam wrażenie, że doskonale o tym wiedział.
- Niezła babka, skąd ją wytrzasnąłeś? Więc niektóre plotki okazują się nie tylko plotkami, co? - uśmiechnął się wrednie kącikiem ust. Oboje przekrzywiliśmy głowy patrząc na jego twarz. Był naprawdę cholernie ładny i naprawdę w naszym typie. Przerażające ale prawdziwe.
- Odwal się, Fabian – mruknął mój syn i zaczął otwierać drzwi do pokoju.
- Teraz to odwal się, tak?! - warknął dzieciak przyciszonym głosem widocznie tracąc swoje opanowanie – Tobie to już naprawdę obojętne co ruchasz! - dodał, patrząc na mnie z pogardą.

Oboje się na niego zagapiliśmy, zszokowani jego insynuacją. Rzeczywiście czasem zdarzało nam się słyszeć takie komentarze, szczególnie, że Mieszko rzadko mówił do mnie mamo, a ja raczej nie mówiłam do niego per „synku”. Jednak w tym samym czasie wpadło mi do głowy coś jeszcze.

- Chwila – warknęłam – jest listopad i jest cholernie zimno – zignorowałam dzieciaka i całą uwagę zwróciłam na swoje dziecko – możesz mi powiedzieć dlaczego łazisz w taką pogodę w samym podkoszulku?! Ocipiałeś?! - wydarłam się.
- Mamo, do cholery! Cenzuruj się! - fuknął wściekły, rozglądając się dookoła, zawstydzony moim zachowaniem. Szybciej też gmerał w zamku kluczem, który jak na złość musiał się zaciąć.
- Mamo? - jęknął Fabian, orientując się jaką gafę strzelił.
- Ano mamo – warknęłam na niego, wciąż mając w głowie wyobrażenie o gorączce, grypie, szpitalu i nie wiedzieć czym jeszcze mojego pierworodnego – Więc wyobraź sobie, ze mnie nie rucha, to by było jednak za dużo nawet jak na niego! - dodałam, zabierając czerwonemu ze złości Mieszkowi klucz i otwierając w końcu te nieszczęsne drzwi.
- Ja pierdolę – sapnął mój syn pod nosem, zamykając drzwi przed zszokowanym Fabianem – aleś urządziła scenę!
- Ja?! To on zaczął! - krzyknęłam, rzucając się na jego łóżko.
- No świetnie! Gratulacje! Zachowuj się jak szesnastolatek! - odpowiedział, siadając na łóżku i chowając twarz w dłonie – Ale przedstawienie...
- Oj weź już przestań jęczeć! Matkę ci obraził, ruchacza z ciebie zrobił, a ty się mnie czepiasz! I nie zmieniaj tematu, co łazisz po zimnie półnago? Kasy masz nadmiar, na leki chcesz wydawać?! - skomentowałam, siadając przy nim.
- Kogo ze mnie zrobił? - parsknął mój syn, patrząc na mnie przez palce. Widziałam, że ledwo się powstrzymuje, żeby się nie roześmiać.
- Mam powtórzyć? - uniosłam jedną brew, a Mieszko przewrócił oczami, by po chwili spoważnieć. Popatrzył na mnie i położył mi głowę na kolanach.
- Ładnie ci z grzywą – powiedział.
- Tobie też – odpowiedziałam, przeczesując mu włosy palcami. Byliśmy oboje bardzo dotykalscy, lubiliśmy wszelkie przejawy czułości ale tylko i wyłącznie od wybranych ludzi.
- Mamo... - szepnął Mieszko cichym, nieswoim głosem.
- No co tam, Piękny?
- Spieprzyłem coś... - pociągnął tym samym tonem – Kiepsko mnie wychowałaś – dodał, żeby jakoś złagodzić swój ton, wchodząc w swoje cierpkie poczucie humoru.
- No wiesz, z pustego to i Salomon nie naleje... - odparłam mu w tym samym stylu. Zapowiadał się ciężki wieczór...

Komentarze

Popularne posty